Chemia śmierci
Autor: Simon Beckett
Tłumacz: Jan Kraśko
Cykl: Dr David Hunter (tom 1)
Wydawnictwo: Amber
Liczba stron: 331
Moja ocena: 9/10
Wybitny antropolog sądowy – David Hunter,
po stracie dwóch najbliższych osób porzuca dotychczasowe życie w Londynie i
przeprowadza się do małego miasteczka Manham. Chce zostawić za sobą wszystkie
bolesne wspomnienia, odciąć się od dotychczasowej pracy i wieść spokojne życie
lekarza rodzinnego. Nie udaje mu się to jednak na długo, ponieważ w miasteczku
dochodzi do brutalnego morderstwa, a miejscowa policja nie jest w stanie sama
rozwiązać zagadki. Miejscowi chłopcy odnajdują zmasakrowane zwłoki, w różnych
miejscach podrzucane są okaleczone ciała zwierząt, a kilka dni później w
tajemniczych okolicznościach znika kolejna kobieta. Najgorszym dla miejscowej społeczności
ciosem jest się fakt, że mordercą musi być jeden z mieszkańców. Hunter
niechętnie zgadza się pomóc w śledztwie, a kiedy kolejną ofiarą zostaje jego
przyjaciółka angażuje się w sprawę całym sobą, nie zważając na niebezpieczeństwo.
Narrator, którym jest sam doktor Hunter,
wprowadza nas w swoją opowieść słowami, które od razu intrygują. Pierwsza
strona jest po prostu fantastyczna! (zachęcam do przeczytania fragmentu klik) Sprawia to, że powieść wciąga od pierwszej
linijki. David jako antropolog sądowy znający się na rzeczy od samego początku nie
oszczędza nam opisów rozkładających się zwłok i zajmujących się nimi owadów. Dowiadujemy
się jak szybko zaczyna rozkładać się ludzkie ciało i jak długi może być pochód
larw wychodzących z ciała, które nie wiedzieć czemu zawsze podążają na
południe. Po wstępie, który przyprawia o gęsią skórkę i po mocnych słowach na
okładce można oczekiwać najlepszego. A ta powieść w stu procentach spełnia te
oczekiwania.
Uwielbiam książki, które podczas
czytania wywołują dreszcz emocji i strach. Podziwiam autorów, którzy nie boją
się brutalnych opisów i w szczegółowy sposób przedstawiają nawet drastyczne
momenty. Mimo że Chemia śmierci nie
jest najlepszą książką tego typu, którą miałam okazję poznać, to nie zawiodła
mnie i bardzo mi się spodobała. W pierwszej chwili może wydawać się dość
schematycznym kryminałem: bohater po przejściach, który przeżył tragedię, małe
miasteczko zapomniane przez wszystkich i pierwsze morderstwa w jego historii,
które sprawiają, że reporterzy tłumnie do niego przyjeżdżają. Jest jednak w
niej coś wyjątkowego, innego i wciągającego, a główny bohater jest dobrze wykreowany.
Beckett spisał się świetnie. Sprawił, że przez cały czas czułam podekscytowanie
i szybsze bicie serca. Z kolei zakończenie wbiło w fotel, bo jak to bywa w tego
typu książkach było niezwykle zaskakujące.
W książce podoba mi się również okładka.
Od razu wprowadza nas w klimat powieści, a muchy są genialne i ściśle wiążą się z treścią. Co prawda
zrezygnowałabym z czerwonego paska i dodatkowego napisu na przedzie, który mówi
nam, że „już po trzydziestu sekundach przechodzi cię dreszcz. Po minucie masz
serce w gardle. A kiedy kończysz czytać, dziękujesz bogu, że to tylko powieść.”,
ale nawet z nimi okładka zachwyca.
Zdecydowanie polecam! Niekoniecznie
ludziom o stalowych nerwach, ale z pewnością tym, którzy lubią czuć dreszcz
emocji podczas czytania. Miłośnicy kryminału koniecznie powinni sięgnąć po tę i
inne książki Simona Becketta. Jestem świeżo po lekturze, a już nie mogę się
doczekać kolejnych przygód z tym autorem.
Fragment książki
***
"Tydzień po śmierci następuje tak zwany ześlizg. Dlatego zwłoki są takie pomarszczone, jakby pokrywało je za dużo skóry. Zwłaszcza na rękach. W końcu skóra zsuwa się zupełnie, tak jak rękawiczka. Często się jej nie zauważa albo bierze ją za liście." (str. 61)
***
"Istnieje około stu tysięcy gatunków much. Są różnych kształtów i rozmiarów, mają różny cykl życia. Muchy plujki, te zielone i niebieskie, są najpowszechniejsze i należą do rodziny Calliphoridae. Żywią się gnijącą materią organiczną." (str. 177)
***
"Cisza. Tylko ten oddech. Jedno uderzenie serca, drugie i... cichy trzask odkładanej słuchawki."
(str. 217)
***
"Tydzień po śmierci następuje tak zwany ześlizg. Dlatego zwłoki są takie pomarszczone, jakby pokrywało je za dużo skóry. Zwłaszcza na rękach. W końcu skóra zsuwa się zupełnie, tak jak rękawiczka. Często się jej nie zauważa albo bierze ją za liście." (str. 61)
***
"Istnieje około stu tysięcy gatunków much. Są różnych kształtów i rozmiarów, mają różny cykl życia. Muchy plujki, te zielone i niebieskie, są najpowszechniejsze i należą do rodziny Calliphoridae. Żywią się gnijącą materią organiczną." (str. 177)
***
"Cisza. Tylko ten oddech. Jedno uderzenie serca, drugie i... cichy trzask odkładanej słuchawki."
(str. 217)
Fajnie, że książka wywołuje tyle emocji. Będę ją miała na uwadze.
OdpowiedzUsuńUwielbiam "Chemię śmierci", czytałam ją wiele lat temu, ale wciąż ciepło wspominam :)
OdpowiedzUsuń